Publikuję za zgodą Pana
Andrzeja Krzysztoforskiego fragment nieopublikowanej jeszcze "
Historii Rodzinnej".
Fragment ów traktuje o
Janie Krzysztoforskim.
Stryj Janek
Żonaty z Marią Matczak. Był kapitanem lotnictwa, obserwatorem (dziś nazywałoby się to nawigator). Oficerską Szkołę Lotnictwa w Dęblinie ukończył w roku 1927
(1). Kampanię wrześniową odbył w ramach lotnictwa Armii "Łódź", w 66. Eskadrze Obserwacyjnej, jako dowódca plutonu, składającego się z 4 samolotów. Historia walk 66. Eskadry została dobrze opisana, dzień po dniu
(2) , aż do przekroczenia granicy i lądowania w Czerniowcach w dniu 18. września. Z Rumunii przez Maltę, Marsylię, Lyon (20 listopada)
(3) Jan przedostał się do Anglii.
Nie do końca jasne są jego dalsze wojenne losy. Według wspomnianej książki J. Pawlaka, był w okresie władzy gen. Sikorskiego osadzony na "Wyspie Węży" (co potwierdza inny dokument, udostępniony mi przez p. A. Kubickiego
(4)). Starałem się wyjaśnić tę sprawę w korespondencji z autorem książki. Napisał mi: "Potoczna nazwa "Wyspa Węży" dotyczy wyspy Rothsay, położonej przy zachodnim wybrzeżu Wlk. Brytanii - uznane miejsce letniego wypoczynku brytyjczyków w okresie międzywojennym. Na tej wyspie rząd gen. Wł. Sikorskiego (...) zorganizował pod koniec 1940 r. obóz odosobnienia dla polskich oficerów służby czynnej, wyrażających (...) swój negatywny stosunek do polityki wewnętrznej i zagranicznej prowadzonej przez rząd (...), w gromadnej większości zwolenników i b. żołnierzy marsz. J. Piłsudskiego - obecnie odsuniętych od władzy..."
Dalej nie usuwało to niejasności, bo trudno przypuszczać, aby oficer w stopniu kapitana mógł być uznany za "niebezpiecznego" politycznie.
Bardziej wyczerpujące naświetlenie sprawy znalazłem w obszernym artykule Adama Węgłowskiego
(5)(który dr Pawlak ocenił wysoko). Wynika z niego, że obozy (ten - co artykuł uściśla - w miasteczku Rothesay na szkockiej wyspie Bute, przez który przeszło około 1500 oficerów, w tym 20 generałów, był tylko jednym z nich), stanowiły niechlubny (żeby nie powiedzieć - ponury) epizod w wojennej historii polskich sił zbrojnych na Zachodzie. Bezczynność i poczucie krzywdy internowanych tworzyły toksyczną atmosferę; były wypadki samobójstw. Sprawa doczekała się w czerwcu 1942 r. interpelacji w parlamencie brytyjskim; Szkoci nie mogli zrozumieć dlaczego "Polacy grają w brydża, gdy ich koledzy z jednostek frontowych i żołnierze brytyjscy giną na wojnie". Po tej interpelacji obozy zaczęto likwidować.
Nigdy też nie dowiedziałem się, jak się stało, że Jan "rozminął się" z żoną i córką (wtedy przebywającymi prawdopodobnie na Bliskim Wschodzie lub w Indiach) i zdecydował się na powrót do Polski - czy nie udało się nawiązać kontaktu? W jakim stopniu na decyzję powrotu wpłynęły niewątpliwie trudne warunki, w jakich znaleźli się w Anglii, po zakończeniu wojny, polscy wojskowi?
(6)
Po powrocie stryj Jan zamieszkał u nas. Ojciec zatrudnił go w swoim Laboratorium Chemiczno-Farmaceutycznym. Był to mężczyzna wtedy czterdziestokilkuletni, przystojny, postawny, ze sporym poczuciem humoru; z pewnością podobał się kobietom.
Stryj został aresztowany razem z Ojcem w lutym 1949 r. i zwolniony zaraz po jego śmierci (o której początkowo nie wiedział). Po likwidacji Laboratorium wyjechał na Dolny Śląsk, do Świdnicy; pracował w aptece w sąsiedniej Jaworzynie Śląskiej. W końcu nawiązał kontakt z żoną i córką Ewą, które - wywiezione ze Lwowa do Kazachstanu - wydostały się z armią Andersa; przez Iran, Palestynę, Indie trafiły do Australii. Mieszkały w Sydney przez 11 lat. Wtedy Ewa pierwsza wróciła do Europy. W Wadowicach spotkała się z ojcem. Później spotkała się z mężem w Polsce również Marysia; z tego co wiem skonstatowali, że wspólnej przyszłości już nie mają. Jan oczywiście drogę na Zachód miał zamkniętą, zaś dla Marysi i Ewy, z ich deportacyjną przeszłością i zrozumiałym urazem, powrót do ówczesnej Polski na stałe nie wchodził w grę.
Smutna historia rodziny Jana i Marii była zapewne jedną z wielu, dotyczących nieodwracalnie rozbitych przez wojnę rodzin. Jan zmarł dość młodo (66 lat), najprawdopodobniej w wyniku dłuższej choroby, z którą się nie zdradzał.Ewa i Marysia były osobowościami pełnymi uroku i wdzięku. Marysia, niezwykle przyjazna i otwarta, do końca zachowała urodę. Na pogrzebie, na który poleciałem, podkreślał ją nawet w homilii - co rzadko zdarza w takich okolicznościach - ksiądz, który poznał ją krótko przed śmiercią; a miała wtedy już 96 lat.
Los wyznaczył jednak inną kolejność - pierwsza zmarła Ewa, w wieku niewiele ponad 50 lat; przegrała z rakiem.
Andrzej Krzysztoforski, "Historia Rodzinna", fragment książki, w przygotowaniu.
Przypisy:
(1) J. Pawlak - Absolwenci Szkoły Orląt 1925-1939; Retro-Art. W-wa, 2009 r.
(2) Polskie eskadry w Wojnie Obronnej - Wrzesień 1939.
(3) Własnoręcznie wypełniony Zeszyt Ewidencyjny 1035 (Polish Institute and Sikorski Museum, LOT A.IV).
(4) Notatka odręczna z przebiegu służby Jana Krzysztoforskiego.
(5) A. Węgłowski: W obozach Sikorskiego - "Tygodnik Powszechny", 2.5.2010 r.
(6) Gen. Stanisław Maczek pracował jako barman, gen. Klemens Rudnicki zajmował się odnawianiem obrazów ...(Ks. A. Boniecki: Biskup na walizkach; Tygodnik Powszechny, Magazyn Literacki 29, 6.2.2011 r.)