W pogoni za Luftwaffe
Pokaż punkty

.: Forum dyskusyjne :: Forum dyskusyjne :: Forum dyskusyjne :: Forum dyskusyjne :.
Temat: Historia Stefana Gostkowskiego - lotnika w czasie II wojny (2010-10-31,12:34)

www.dawne-zawiercie.pl/ltniku    
    
Podręczniki do historii często milczą o losach tych, którzy naprawdę tworzyli dzieje. Nie mówię tu o znanych postaciach, których biografie każdy znajdzie w almanachach i leksykonach, lecz o prostych ludziach, skazanych na zapomnienie.    
    
Pragnę przedstawić życiorys kogoś, o kim mieszkańcy Zawiercia zapewne nic nie wiedzą, a jest to postać godna uwagi. Pilot myśliwców w czasie II wojny światowej, podczas wojennej zawieruchy przewędrował całą Europę. Stale w pogoni za bronią, chciał walczyć o wolną ojczyznę.    
Jak rozwinął skrzydła    
    
Porucznik Stefan Gostkowski urodził się w 1916 r. w Zawierciu. Służbę wojskową odbył w Krakowie w 1938 r. Przeszedł również półroczny kurs mechanika samolotowego w Dęblinie, po dziś dzień najlepszej jednostce szkolącej lotników.    
    
Tuż przed wybuchem II wojny światowej, 31 sierpnia 1939 r., znajdował się na lotnisku pomocniczym Wesoła k. Radomia. Latał wówczas na samolotach „Karaś”, polskich lekkich bombowcach rozpoznawczych, Anglikom znanych jako „Wellingtony”. Został przydzielony do 2 Pułku Lotniczego Kraków Rakowice, II Dywizjonu Bombowego lekkiego 22 Eskadry Bombowej. Jego zadaniem miała być walka z Niemcami nad Częstochową.    
    
3 września1939 roku 21 i 22 eskadra wyszukiwały i niszczyły na drogach wokół Radomska czołgi niemieckie 1 i 4 Dywizji Pancernej. Odbyli dwa naloty, stracili 6 samolotów. W rejonie Radomska niemieckie dywizje pancerne straciły 30% poważnie uszkodzonych i zniszczonych czołgów. Na jeden dzień zostały zablokowane dostawy amunicji i paliwa dla Niemców.    
    
Gdy 17 września 1939 r. Armia Czerwona zaatakowała Polskę, Gostkowski dostał rozkaz przedostania się na wschód. Nad Bugiem jego samolot został jednak zestrzelony.    
    
Na wojennym szlaku    
    
Nie zdołano go pojmać do niewoli radzieckiej. Wyskoczył bowiem z samochodu transportowego i przedarł się do Rumunii razem ze swoim przyjacielem Józefem Galją, mieszkańcem Śląska. 19 września dostali się do obozu w małej letniskowej miejscowości Kampluruku, lecz stamtąd uciekli do Bukaresztu.    
    
Droga nie była łatwa. Na szczęście udało im się zatrzymać w domu bliżej nieznanego oficera Białej Gwardii. Mieszkali tam z jego żoną i dwójką dorastających córek przez ponad dwa tygodnie. W stolicy Rumunii znaleźli polską ambasadę i tam dostali pieniądze na podróż do Francji. Oczywiście podróżowali pod innymi nazwiskami, pod pretekstem poszukiwania pracy. Bilety oraz cywilne ubrania dostali dzięki życzliwości żony wspomnianego oficera.    
    
Niestety problemy zaczęły się na granicy jugosłowiańskiej. Tam zostali zamknięci przez żołnierzy w ciemnicy. Dopiero interwencja polskiej ambasady sprawiła, że uwolniono ich.    
    
Kolejnym przystankiem na drodze Stefana Gostkowskiego i Józefa Galji były Włochy. Jednak we Włoszech nie chciano Polaków ani uzbroić, ani umundurować. Skierowano ich natomiast do Francji, do Lyonu przez Paryż.    
    
W grudniu 1939 r. francuskie Ministerstwo Lotnictwa zezwoliło na zorganizowanie czterech polskich dywizjonów myśliwskich. III Dywizjon Myśliwski Dębliński był jedynym sformowanym we Francji. Stacjonował na lotnisku Bron pod Lyonem. W kwietniu 1940 r. został przemianowany na GC I/145 Polski Dywizjon Myśliwski Warszawski, powołany do obrony Lyonu.    
We Francji    
    
Polska formacja lotnicza była tworzona we Francji przez Anglików. Zabierali oni ze sobą na wyspy lotników, radiooperatorów i mechaników, ale tylko tych, którzy latali bombowcami. Nasi bohaterowie dostali się jednak do Anglii dzięki dobrej znajomości Wellingtonów.    
    
Po obowiązkowej procedurze, grupa 120 Polaków została przewieziona samochodami do portu węglowego, a stamtąd przetransportowano ich do Brytanii.    
    
Na Wyspach    
    
Stefan Gostkowski wraz ze swoimi towarzyszami trafili do portu Chatham, nieopodal Londynu. Zostali tam umundurowani i odpoczywali przez tydzień. Kolejnym etapem podróży było Blackpool, położone w północno-zachodniej Anglii nad Morzem Irlandzkim. Wówczas miasto to miało, według wspomnień pana Stefana, około 50 tys. mieszkańców. Odpoczywali tam przez miesiąc, mieszkali w hotelu. Spośród kolegów Stefan Gostkowski wspomina Kazimierza Kapę, Stanisława Skrzypca i Tadeusza Nowaka. Uczyli się języka angielskiego, grali w piłkę nie gorzej od angielskich kolegów, a także jeździli na łyżwach. Swoimi umiejętnościami i sprawnością zawstydzali często gospodarzy.    
    
Stamtąd przeniesieni zostali do miejscowości Ipswich. Tam chodzili na kolejne wykłady z języka angielskiego. Polskie Orły uczyły się latać szykami na dwumotorowych samolotach Wellington.    
    
W Ipswich 29 sierpnia 1940 r. powstał 305 Dywizjon Bombowy im. Marszałka Józefa Piłsudskiego. Dywizjon uzyskał gotowość bojową 24 kwietnia 1941 r. Polscy lotnicy otrzymali nowe mundury i latali nad Francją i Niemcami. Odbywali loty bojowe nad Rotterdam oraz Emden. Pierwsze naloty na Berlin wykonali w nocy z 7 na 8 listopada 1941 r. Natomiast z 30 na 31 kwietnia 1942 r. dokonali pierwszego tysiącsamolotowego nalotu na Niemcy nad Kolonią. Następny odbył się nad Essen kolejnej nocy, zaś nocą z 2 na 3 maja 1942 r. miał miejsce ostatni lot bojowy oraz loty minowania wód przybrzeżnych.    
    
305 Dywizjon Bombowy istniał przez trzy i pół roku, aż został rozwiązany przez króla Jerzego VI ze względu na brak maszyn. Z pomocą lotnikom przybył jednak brat króla, który pod Londynem uformował 23 marca 1943 roku 318 Dywizjon Myśliwsko-Rozpoznawczy, samodzielną jednostkę do współpracy z artylerią polską na Bliskim Wschodzie. Dywizjon został posłany do Egiptu.    
    
Pewnego dnia, zupełnie przypadkowo, Stefan Gostkowski wraz z kolegą Stanisławem Śmiłkiem, dokonali heroicznego czynu. 2 sierpnia 1943 r. byli świadkami rozbicia się samolotu. Pobiegli na miejsce katastrofy i wyciągnęli z kabiny pilota, którym był Polak, kpt. Jan Narewski, pilot 318 Dywizjonu Myśliwskiego eskadry B. Po tym jak udzielili koledze niezbędnej pomocy, nawet nie zwrócili uwagi na własne zakrwawione ubrania. Dopiero angielski kolega uprzytomnił to panu Gostkowskiemu, pytając, czemu ma zakrwawioną twarz.    
Epizod na Czarnym Lądzie    
    
W Egipcie lotnicy stacjonowali w miejscowości Barra, zimowali zaś w Ankonie. 14 września 1943 r. 318 Dywizjon Myśliwsko-Rozpoznawczy wszedł w skład 1 TAF (Pierwszego Lotnictwa Taktyczno-Powietrznego Sił Pustyni). Stefan Gostkowski brał udział w walkach, w których uczestniczyły również amerykańskie Superfortece. Poznał tam Edwarda Bebłota, który później wyciągnie ku niemu pomocną dłoń, już po zakończeniu zmagań wojennych. Wiosną 1944 r. przebazowuje się do Włoch.    
    
1 maja tego roku osiąga gotowość bojową w składzie 285 dywizjonu rozpoznawczego. Latał w czasie nalotów nad rzeką Po (Pad) we Włoszech. Jednak po zakończonych zmaganiach zostali zostawieni przez Anglików w okupowanych Włoszech. Nikt nie zabrał ich z powrotem do Brytanii. Wojsko amerykańskie proponowało nawet, aby polscy lotnicy wzięli udział w walkach z Japończykami, jednak oni nie zgodzili się.    
    
Ostatecznie przez Włochy i Francję dotarli z powrotem do Anglii.    
    
Przywitanie wśród „Aliantów”    
    
Kiedy już pojawili się na lotnisku, zdziwili się, że nie witał ich żaden lotnik. Ktoś tylko rzucił im, że już na pewno nie spotkają swoich. Miał sporo racji. Anglicy przestali szanować wiernych polskich towarzyszy broni. Brytyjski chorąży chciał ich zgarnąć do pracy w kuchni. Oczywiście Polacy zbuntowali się. Jako podoficerowie, uznawali za hańbę pracę przy obieraniu ziemniaków! Za niewykonanie rozkazu groził jednak pluton egzekucyjny, a w najlepszym razie 2 lata więzienia. W porę udało im się uzyskać przepustkę i wyjechać do Londynu, gdzie w ambasadzie przedstawili swój problem.    
    
Podczas pobytu w angielskiej stolicy napotkali Edwarda Bebłota, tego samego, z którym Stefan Gostkowski latał w Afryce. Zbierał on lotników, którzy chcieli przedostać się do Polski i dalej walczyć. Nasi bohaterowie chętnie na tę propozycję przystali.    
    
Kiedy powrócili z przepustki do jednostki, tamtejsze dowództwo zostało już poinformowane o interwencji w ambasadzie. Polscy lotnicy zostali przetransportowani do obozu w Szkocji, gdzie 8 miesięcy czekali na wyjazd do Ojczyzny.    
W Polsce    
    
Po wojennej tułaczce i tysiącach kilometrów podróży, Stefan Gostkowski trafił w końcu do Polski. Niestety szybko okazało się, że jest traktowany nie jak bohater, lecz jako wróg nowego socjalistycznego ustroju. Został okradziony przy rewizji nawet z papierosów.    
    
Przybyli piloci zostali przewiezieni na Śląsk, do Tarnowskich Gór. On przeniósł się do Zawiercia. Jego bracia zginęli w czasie wojny. Zatrzymał się u siostry. Pracował w fabryce Erbego. Grywał też w piłkę nożną w Warcie Zawiercie, ale był to bardzo krótki epizod. Rozegrał zaledwie trzy spotkania.    
    
Przez długi czas był przez władze uważany za nieprzyjaciela i przy każdej wizyty w urzędzie odnoszono się do niego z olbrzymią nieufnością. Dopiero później udało mu zostać czynnym członkiem ZBOWiD-u i wieść spokojne życie.    
    
Dziś niewielu zna jego historię, on sam nie pamięta zbyt wielu dat, ale pomimo podeszłego wieku jego uścisk świadczy o tym, że ciągle jest strażnikiem nieba Rzeczypospolitej Polskiej.    
    
autor: Damian Domżalski    
    
Powyższy artykuł pisałem jeszcze za życia porucznika Stefana Gostkowskiego. Niestety zmarł on rankiem 29.05.2009 r. w Zawierciu. Cześć Jego Pamięci.
Łukasz  [79.184.183.126]Dodaj współrzędne [Odpowiedz]

brak informacji spełniających kryteria wyszukiwania

brak informacji spełniających kryteria wyszukiwania

Powrót do tematów Powrót do Myśliwców