Między nami bomberami
Pokaż punkty

.: Forum dyskusyjne :: Forum dyskusyjne :: Forum dyskusyjne :: Forum dyskusyjne :.
Temat: Chłopcy z bombowców (2010-10-07,00:43)

Nie wiem czy to tylko mi umknęło polskie wydanie książki Patricka Bishopa, jeśli jednak nie - gorąco polecam.     
    



PiotrHDodaj współrzędne [Odpowiedz]

znalezionych: 7, strona 1 z 1

(7) Re: Chłopcy z bombowców z dnia 2010-10-07, 00:43 :
Cytat:
No i jeden z większych faux pas`ów - przykładowy "Air Gunner`s brevet", tłumaczony, jako "patent strzelca" ! Brzmi to dosyć kuriozalnie!
Ja przez 5 minut zastanawiałem się "co tłumacz miał na myśli" pisząc o "patencie", którym było "skrzydełko z kółeczkiem" :) I tak nie jest źle! Książka Bishopa w takim empiku leży chociaż "na dziale" 'historyczne', a nie jak "Niebo w ogniu " Arcta na 'sensacyjne' ;)     
    
a to jako ciekawostka    
www.youtube.com/watch?v=uwkf48aIxmw&feature=related    
    
Film z 1942 . "Efekty specjalne" były robione w studiu przy Hammersmith :)
PiotrH[62.121.102.68]  Dodaj współrzędne [Odpowiedz]
(6) Re: Chłopcy z bombowców z dnia 2010-10-07, 00:11 :
Również moim moim zdaniem, książka ta jest naprawdę bardzo dobra!    
    
Świetnie się ją czyta. Udanie opisuje wątki dotyczące procesów formowania się, szkolenia, wykonywania lotów bojowych oraz codziennego życia załóg dywizjonów bombowych RAF przedstawiając je na ogólnym planie działań Bomber Command począwszy od pierwszych bolesnych doświadczeń działań dziennych.     
    
Autor jednak, jak to słusznie podkreślił Piotr, skupił się niemalże wyłącznie na działaniach w ramach ofensywy bombowej Harrisa, pobieżnie traktując okres początkowych bolesnych prób doświadczeń działań dziennych, a także później nocnych.     
    
Za to szczególnie smakowite są fragmenty dot. codziennego życia lotników w rozsianych po wschodniej Anglii bazach Bomber Command oraz rozdziały poświęcone próbom utrzymania równowagi psychicznej wśród lotników bombowych RAF a także załamaniom nerwowym, które, jak się okazuje, wcale nie były odosobnionym zjawiskiem podczas wojny.    
    
Ogromny plus dla wydawcy, należy się za porządne wydanie (obwoluta + twarda oprawa)!    
    
Minusem jednak, choć niezbyt wielkim, jest tłumaczenie. O ile bowiem, książka napisana jest bardzo barwnym i żywym językiem, co w miarę dobrze zostało oddane przez tłumacza, to jednak tłumaczenie np. nazw własnych, czy też słownictwa fachowego jest często, moim zdaniem, robione na siłę, lub przynajmniej mocno nieprecyzyjne.    
I tak, Bomber Command, jako Lotnictwo Bombowe, jest jeszcze do przyjęcia, ale już np. Baloon Command, jako Lotnictwo Balonowe, to już brzmi śmiesznie...    
Tłumacz nie może się zdecydować, czy DFC tłumaczyć, jako Zaszczytny Krzyż Lotniczy, czy też Lotniczy Krzyż Walecznych! Raz więc pojawia się jedna nazwa, a raz - druga...    
Sam też musiałem się przez chwilę zastanowić, czy w zdaniu o tym iż Leonard Cheshire dostał Krzyż Królowej Wiktorii, to na pewno chodzi o Victoria Cross?    
No i jeden z większych faux pas`ów - przykładowy "Air Gunner`s brevet", tłumaczony, jako "patent strzelca" ! Brzmi to dosyć kuriozalnie!    
    
Niemniej jednak pomimo tych wpadek z nieprecyzyjnym tłumaczeniem niektórych nazw własnych, tłumaczenie jest moim zdaniem w miarę przyzwoite...    
    
Grzegorz Korcz[89.73.63.85]  Dodaj współrzędne [Odpowiedz]
(5) Re: Chłopcy z bombowców z dnia 2010-10-06, 21:47 :
Książka na pewno jest warta polecenia bo "zgrabnie" opowiada o tym jak to z tym lataniem na bombowcach było. Oczywiście jak zawsze można do czegoś się przyczepić zatem... Autor pomija działania brytyjskiego lotnictwa, jakby nie było bombowego, na kontynencie jeszcze przed upadkiem Francji (fakt, to nie było Bomber Command jako takie) i ogromne straty, które Brytyjczycy wówczas ponieśli ucząc się tak naprawdę "wojenki", od razu przechodzi do ciężkich czterosilnikowych bombowców, pobieżnie opisując to co działo się do połowy 1942 roku (pobieżnie jak na objętość książki co sugeruje nawet na których źródłach oparł swą pracę). Do polskiego tłumaczenia też można mieć kilka uwag (mnie za każdym razem mierził "celowniczy" zamiast bombardiera w złodze, czy dosłowne tłumaczenie nazw jednostek brytyjskich czy "struktur organizacyjnych", ale tak to już bywa, gdy tłumaczenia dokonuje etatowy tłumacz wydwnictwa, który wcześniej tłumaczył np. książki o Feng Shui ;) przepraszam, tłumaczył coś wczesniej o Hitlerze i Walkiri). Ciekawostką jest to, że Rebis zrobił "Bomber Boys" "książkę co się zowie" z obwolutą, twardą okładką, gdy tymczasem jej brytyjskie wydanie (przynajmniej te, które ja posiadam) to typowa "książka do kieszeni", wydana na marnym papierze, w małym formacie itd.    
    
Niezależnie: warto, a dla kogoś kto interesuje się lotnictwem bombowym - lektura obowiązkowa.
PiotrH[62.121.102.68]  Dodaj współrzędne [Odpowiedz]
(4) Re: Chłopcy z bombowców z dnia 2010-10-02, 21:00 :
Dzięki za odpowiedź - czyli w sumie potwierdza się to co opisano w powyższej książce. Ponadto jeden z angielskich lotników zauważył, że dziwnym zbiegiem okoliczności zwykle najgorzej kończyły załogi, które dobrały się na końcu - tj. pilot nie miał już zbyt dużej możliwości wyboru. Pewnie to tylko przesąd ale...    
    
wlodekroDodaj współrzędne [Odpowiedz]
(3) Re: Chłopcy z bombowców z dnia 2010-10-02, 10:19 :
Czesław Blicharski (dyw.300) tak to wspominał:    
    
Wreszcie 18-go sierpnia dotarłem do przedostatniego etapu przed „posting”-iem do bojowego dywizjonu, do Nr 18 OIU RAF Station Finningley w hrabstwie York na 34-ty kurs zgrania załóg bojowych. Znaleźliśmy się na początek w tzw. „pool”-u. Było to zgrupowanie personelu latającego wszystkich specjalności, występujących w lotnictwie bombowym. A więc obok pilotów byli bombardierzy, nawigatorzy, radioci, mechanicy pokładowi i strzelcy. Na ogół piloci dobierali sobie członków załogi, z którymi chcieli latać na „wojnę”. W naszym przypadku było inaczej. Załoga zaczęła się od ... ogona. Dwaj strzelcy Cwener i Kołtonowski wraz z radiotą Jasiem Krzewińskim, wszyscy znający się z łagrów sowieckich, przypatrywali się ludziom i przysłuchiwali się rozmowom. Tak doszli do pilota por. Tadeusza Wierzbowskiego, ten dobrał sobie nawigatora Jerzego Sikorskiego. Ja byłem ostatnim członkiem załogi. Przy barze wytłumaczył mi Stach Cwener, że długo przypatrywali się bombardierom zanim zdecydowali się na mnie. Spytałem o jego kryteria wyboru, a raczej doboru. Powiedział, że ma „nosa”. Tak więc różne przyczyny musiały się złożyć na to, by powstałą jeszcze jedna załoga. Od tej chwili trzymaliśmy się razem z tym, że Wierzbowski - żonaty z Angielką i mający już córkę - rzadziej do nas dołączał. Nawigator Sikorski Jerzy - jakoś nie pasował do nas tak, że właściwie czterech nas „łagierników” trzymało się razem: Staszek Cwenar, Kołtonowski, Jasio Krzewiński i ja. Sikorski znalazł się w Anglii przed wojną, studiował na uniwersytecie. Dopiero w r. 1943 dosięgła go karta mobilizacyjna, o co miał zawsze pretensję, a co było chyba nie jedynym powodem jego wiecznego malkontenctwa. Zapomnienia szukał w pokerze. Wierzbowski był przed wojną podchorążym lotnictwa na ostatnim roku w Dęblinie, przeszedł całą dotychczasową drogę polskiego lotnictwa z tym, że w Anglii został instruktorem pilotażu. Z instruktorką w Hucknall skończył tuż przed moim kursem. Gdy zgadaliśmy się o moich perypetiach w szkole, zapewnił mnie, że gdyby tam był wtedy, inaczej potoczyły by się moje losy. Te wynurzenia miały chyba źródło w większej ilości chmielu, którego nie żałowaliśmy sobie po dobraniu się załogi.    
Cwenera, Kołtonowskiego i Krzewińskiego z gimnazjum wyrwała wojna i dokształcił łagier. Byli to chłopcy do wszystkiego, można było z nimi „kraść konie”. Strzelcy dobrze strzelali a radiota nigdy nie zawodził, ot i cała załoga, do której mnie skaperowano.
KarolDodaj współrzędne [Odpowiedz]
(2) Re: Chłopcy z bombowców z dnia 2010-10-01, 22:38 :
Właśnie jestem w trakcie czytania :)    
Moja uwagę zwrócił opis dobierania się załóg jaki zamieszczono w jednym z pierwszych rozdziałów. Podobno w dużym pomieszczeniu zbierały się grupy pilotów, obserwatorów, radiooperatorów, strzelców itp. którzy właśnie kończyli indywidualne szkolenie. Następnie pilot czy też obserwator dokonywał wyboru z każdej grupy i w ten sposób formował sobie załogę. Czy taką praktykę stosowano również w polskich załogach?
wlodekroDodaj współrzędne [Odpowiedz]
(1) Re: Chłopcy z bombowców z dnia 2010-10-01, 22:38 :
Właśnie jestem w trakcie czytania :)    
Moja uwagę zwrócił opis dobierania się załóg jaki zamieszczono w jednym z pierwszych rozdziałów. Podobno w dużym pomieszczeniu zbierały się grupy pilotów, obserwatorów, radiooperatorów, strzelców itp. którzy właśnie kończyli indywidualne szkolenie. Następnie pilot czy też obserwator dokonywał wyboru z każdej grupy i w ten sposób formował sobie załogę. Czy taką praktykę stosowano również w polskich załogach?
wlodekroDodaj współrzędne [Odpowiedz]

znalezionych: 7, strona 1 z 1

Powrót do tematów Powrót do Myśliwców