PiotrHCytat:
No właśnie - a jak było z urlopami załóg?
Urlopy w jednostce bojowej (przynajmniej bombowej, nie wiem jak to dokładnie było u myśliwców, ale zapewne podobnie) można podzielić na dwie kategorie (podział własny, subiektywny :)
- urlopy "zwyczajne", które przysługiwały załodze po pewnym okresie jej służby bojowej. Jeżeli dobrze pamiętam trwały one tydzień, ale jak długo trzeba było latać, żeby otrzymać taki urlop - musiałbym sprawdzić (przynajmniej w 301 Dywizjonie funkcjonował normalny grafik urlopów). Oczywiście jak to z urlopami bywa i tak ostateczna decyzja o urlopie należała do "szefa" tutaj dowódcy dywizjonu. Jeżeli brakowało mu załóg to różnie z tym bywało. Sporo zależało też od tego kto w danym okresie był dowódcą jednostki. Byli tacy, którzy urlop swoich załóg traktowali jako świętość, a byli i tacy, którzy wysyłali na urlopy w zależności od potrzeby chwili (znane są też przypadki lotników, którzy na własną prośbę nie korzystali z urlopów itd.). Podobnie było również z samym lataniem bojowym, ale to temat na osobną dyskusje.
- urlopy "nadzwyczajne", które zaistniały w wyniku nadzwyczajnych okoliczności, np. załoga wróciła z operacji poważnie postrzelana, do tego podczas awaryjnego lądowania mocno skraksowała i chociaż załodze fizycznie nic się nie stało to dowódca przyznawał im kilka dni urlopu żeby podleczyć skołatane nerwy (dówódca, czy w tym przypadku raczej lekarz jednostki, a to czy szli "na zwolnienie" czy "na urlop" było już drugorzędne). Taka załoga i tak przez jakiś okres prawdopodobnie nie latałaby bojowo (jako załoga, pojedynczy jej lotnicy jako uzupełnienie innych załóg a i owszem) ponieważ przy okazji wypadku ich Wellington został "wykreślony ze stanu jednostki" jako "nie rokujący nadzieję na naprawę" a w jednostce w tym czasie akurat nie było żadnej sprawnej i wolnej maszyny.
Cytat:
Panowie przepraszam, że Was zamęczam moimi pytaniami
Prosze nie przepraszać :) w miarę możliwości postaramy się jeśli nie odpowiedzieć na Pańskie pytania, to chociaż "ukierunkować" :)